the mitchells vs the machines 2021 dostepny film za darmo

Mitchellowie kontra maszyny to istotna petarda. Obraz dąży do osiągana najpiękniejszej animacji 2021 roku, lecz to wyjątkowo czołówka wśród wszystkich filmów będących premierę w obecnym roku.

Obraz Mitchellowie kontra maszyny zbiera doskonałe recenzje na pełnym świecie, a jednak również kilka miesięcy temu nikt nie liczył na niego z wypiekami na osobie. Oczywiście ekipa realizacyjna znacznie dobra rokowała (film stworzyli ludzie odpowiedzialni za Spider-Man Uniwersum), a nie stanowił zatem obraz, który długo przed premierą promowano z szerokim rozmachem. W 2020 roku nadeszła pandemia COVID-19 i Mitchellowie kontra maszyny wyszli na półkę wraz z dziesiątkami innych zawieszonych produkcji. W sukcesu animacji Sony Netflix postanowił jednak wykonać ruch i chwała mu za to. Streamingowy potentat kupił za duże miliony ten zwykły wygląd dodatkowo istniała obecne doskonała decyzja. Dzięki niej ma właśnie w bliskiej bibliotece samą spośród najbardziej interesujących pracy dla wszystkiej rodziny. sprawdź tutaj

Trailery zapowiadające Mitchellów nie oddawały tego, co w niniejszym obrazie jest najświetniejsze i najważniejsze. To drink spośród ostatnich przykładów, jak to objaw nie do końca wykonywa naszą wartość – zamiast podgrzewać emocje, wywoływał obojętność. Ot, kolejna à la pixarowska praca z poprawnie politycznym daniem i estetycznymi żartami. W rzeczywistości film wykazał się czymś zupełnie nowym, także w ról formy, kiedy oraz zasad. Pamiętajmy, że Spider-Man Uniwersum także w trailerze obiecywał kilka inną atrakcję. Bogactwo wizualne i fabularne filmu nijak ciągnęło się do ostatniego, co wskazano nam w kilkuminutowej zapowiedzi. Paradoksalnie ta tendencja oddziałuje na pomoc filmu. Zbyt dużo widzieliśmy zwiastunów obdzierających pracę z punktu zaskoczenia, a czasem z wszelkiej magii życia z czymś innym. Trailer Mitchellów zarysowywał jedynie główną oś fabularną, i to, co najlepsze, widz jest już podczas seansu.

Punkt wyjścia jest prawy oraz raczej standardowy. Rick to old-schoolowy miłośnik natury, który wcale nie może się odnaleźć w świecie nowoczesnych metody. Jego córka Katie jest pasjonatką internetu, portali społecznościowych oraz sztuki youtube’a. Jak łatwo się domyślić, para nie umie znaleźć wspólnego języka. Rodzinkę dopełniają zakochany w dinozaurach syn i mama z zazdrością spoglądająca na pierwszą familię sąsiadów. Mitchellowie są sympatycznymi dziwakami, którzy zaczynają w podróż zdezelowanym samochodem głowy rodziny. Muszą odwieźć Katie na uczelnię, bo dziewczyna właśnie rozpoczyna studia. Wspólna wyprawa daleka istnieje od sielanki. Sytuacja szybko się pogarsza, bo oto otwiera się robo-apokalipsa. Sztuczna inteligencja przejmuje opiekę nad światem i wyłapuje wszystkich pracowników. Oczywiście uchować udaje się jedynie Mitchellom, którzy rozpoczynają walkę zarówno o los ludzkości, kiedy i naturalne więzy rodzinne.

Mamy zatem dość tradycyjną opowieść o mocy familii, pokonywaniu przeciwności stanu i przełamywaniu wewnętrznych barier. Główna oś fabularna nie jest niezwykle zaskakująca, a tymże, co daje Mitchellów na środowisku dziesiątek innych mainstreamowych animacji, są historię i jakość wypełniające klasyczną podróż z punktu A do punktu B. Oprawa audiowizualna, dialogi, postacie, poczucie charakteru i meta-żarty to duża rewelacja. Rozpoczynając seans animacji Sony, czujemy się tak, jakbyśmy doszli do przeprowadzonej po brzegi lodziarni, w najbardziej dużym lunaparku na świecie. Na dowolnym etapu czeka tu na nas ważny smakołyk. W obrazie nie ma zmarnowanej sekundy. Wszystkie sekwencje pracują w działalności wspaniałej rozrywki. Poszczególne sceny przepełnione są nieskrępowaną energią, która towarzyszy nam z pierwszych minut, aż do niedawnej sceny. Film nie zwraca się ani na minutę, ale widz nie jest zmęczony nagromadzeniem akcji. Chłoniemy wszystko, co się dzieje na ekranie, gdyż stanowi wówczas po prostu tak wyśmienicie dobre.

Trudno w niniejsze uwierzyć, lecz w Mitchellach nie ma ani jednego przestrzelonego żartu. Film śmieje się także z internetowego nieogarnięcia starszego pokolenia, kiedy również z uzależnienia od wi-fi tych mniejszych. Ostrze satyry zadaje celne ciosy, jednak co istotne, nie jest tutaj za grosz złośliwości. Nikt tutaj nie jest odzwierciedlony w negatywnym świetle. Pewne tendencje traktowane zostają humorystycznie, tylko o krytykanctwie nie ma mowy. Ten sposób doskonale wpisuje się w pozytywny przekaz filmu. Finalnie przesłanie zwraca na konsensus pomiędzy tradycjonalistycznym i nowoczesnym zajrzeniem na działanie. Dwie wizje świata mogą ze sobą koegzystować, co trudno nie dla całych jest pewne. Dlatego właśnie optymistyczna animacja jest wyjątkowym lekarstwem na pokoleniowe konflikty. Film świetnie przyznaje się do ustalenia przez wszą rodzinę. Po seansie na że zostanie rzecz w górze także tym młodszym, jak również starym.

Mitchellowie kontra maszyny jest filmem świetnie wyważonym. Refleksyjne segmenty nie trwają za długo i ciągle zakończone są celną oraz zabawną puentą. Twórcy nie marnują minut ekranowych, żeby wyjaśnić przyczyny robo-apokalipsy. Krótka prezentacja, kilka słów wprowadzenia i szybko kierujemy się w obrót akcji. Świetny rytm również wspaniałe tempo. Aż dziw bierze, że szkód nie traci przy tym myśli. Mitchellów pod wieloma względami można porównać do Spider-Man Uniwersum. Oczywiste jest podobne nastawienie do sekwencji akcji – rozrywkowe, kolorowe, wręcz komiksowe. Świetnie wypadają momenty, gdy grafika 3D zostaje ozdobiona dwuwymiarowymi motywami. Dobrze sprawdzają się również popkulturowe smaczki odkładające na nas praktycznie na wszelkim etapu. Stronę z nich skierowanych jest do dorosłego widza, ale wiele bez problemu odczytają nawet dzieci. To następna niewątpliwa wartość Mitchellów. Nikt nie ma tu najmłodszych pobłażliwie. Niektóre postmodernistyczne wstawki skierowane są bezpośrednio do nich, co stanowi efektywnym novum w takiej formule. Od momentów Shreka była owo przecież domena starszych widzów, którzy często prowadzili naszym pociechom podczas oglądania „bajek dla dzieci”. Mitchellowie kontra maszyny pozwalają czytać między wierszami i najmłodszym. Miejmy możliwość, iż ta szkoła będzie utrzymywana w innych mainstreamowych dziełach dla wszystkiej rodziny.

Dokonaniem tej umów jest korzystny voice acting. W pierwszych bohaterów wcielają się między innymi: Danny McBride, Eric André, Maya Rudolph i Olivia Colman. Aktorzy wykonują dobrą robotę, a tak właściwie toż nie oni są najważniejsi. Na owacje na stojąco zasługują zarówno realizatorzy odpowiedzialni za oprawę audiowizualną, jak i scenarzyści, jacy w grupie przypadków spotykają w dziesiątkę. Czuć, że twórcy zamontowaliśmy w ten cel serducho, wynikiem czego powstało działanie z tak dobrą pozytywną energią. Animacja Mitchellowie kontra maszyny nie jest w pompatyczne tony ani nie próbuje nas uświadamiać poprzez wzniosłe monologi bohaterów. Mimo to danie realizuje naszą pozycję, i co najistotniejsze, doskonale harmonizuje z klasą rozrywkową. Produkcja Sony, także jak Co w naturze gra, jest najciekawszym przedstawicielem nurtu wytyczającego inne drogi w animacjach dla całej rodziny. Takie filmy po prostu się pamięta!

akelarre 2020 opis

Sabat sióstr to tani na Netfliksie film, który opowiada o szukaniu na czarownice w Końca Basków na wstępu XVII w. Brana w nim rzecz tego, jak Kościół rzymskokatolicki i patriarchalna władza roszczą sobie moc do przewadze nad kobietami, nadal istnieje natomiast boleśnie aktualna.

„Nie traktuje nic dużo skomplikowanego niż tańcząca kobieta” – mówi w filmie inkwizytor, jaki za cel dał sobie spalenie wszystkich oskarżonych o czary kobiet. „Niebezpieczna tańcząca kobieta” jednoznacznie odnosi się z boginią Kali. Rzecz a w współczesnym, że niszczycielski oraz stosujący przewinienia taniec bogini jest jedynie odpowiedzią na jakiekolwiek niegodziwości, których zbliżyli się delikwenci. W Sabacie sióstr sytuacja jest analogiczna. Feministyczny w domowej myśli Sabat sióstr paradoksalnie dowodzi więc, że wszystkie to niebezpieczeństwo umieszcza się jedynie w klasach zniewalania kobiecej podmiotowości i opuszczaniu jej moce.

Akcja filmu w reżyserii Pablo Agüero rozgrywa się w Obręb Basków w 1609 roku. Grupa tkaczek, z lat spędzających w naszej żeglarskiej wiosce zgodnie z biegiem przyrody dodatkowo w znaczeniu dla jej mów, zostaje posądzona o czarną magię również wspaniała w niewolę. Inkwizytor, który przybył w ich części, domaga się, aby przyznały się do sabatów również stosunków z szatanem. Kobiety oglądają się w sprawie patowej – gdy się nie dostarczają do czynów, których wszak nie popełniły, zginą. Jeśli dopuszczą się do bieżącego, to ponad spłoną na stosie. Dobrą możliwością do życia powtarza się odwleczenie egzekucji do momentu, aż ich ludzie z wioski zrezygnują z morza. Zakłada się więc seria przesłuchań-maltretowań, która doprowadza do nieoczywistego finału.

Sabat sióstr to film, który zwraca opinię na moc istotnych rzeczy, powiązanych z Kościołem oraz sytuacją kobiet. Przede każdym działanie rewelacyjnie ukazuje, jak bardzo krzywdzące jest literalne pojmowanie mitów czy symboli religijnych. Męscy bohaterowie produkcji Pablo Agüero symbol zła, którym jest szatan, traktują jako realnie istniejąca postać. Kobiety zaś oskarżają o bycie stronami z relacji i opowieści ludowych, przez co niewinne bohaterki skazują na wielkie cierpienia. Inkwizycja, jaka tworzy zniszczyć rzekomą sektę szatana, sama ujawnia się być pomocami diabła.

Sabat sióstr to obraz, którego najlepszą stroną jest dobrze rozegrana feministyczna wymowa. Autora nie narzucają żadnych wniosków, i powodują je wziąć samym widzom. Produkcja ukazuje patriarchalną chęć kontroli natury, której przedstawicielkami są kobiety. Film ukazuje, z jaką zażartością i obsesją inkwizytorzy maltretują kobiece, zniewolone ciała. Przedstawiciele patriarchatu oraz Kościoła nadają sobie uprawnienie do decydowania o starych dodatkowo ich ciałach. To toż dzieje się przecież i teraz, kiedy patriarchalna władza przez określone przez siebie prawa, w oparciu o nic nowego, gdy właśnie wypaczone religijne motywacji oraz oryginalne sklepy, skazuje osoby na prace. Po seansie filmu widzimy to, że tylko akcja przeprowadza się w XVII w., to tematyka zazwyczaj jest ta, a Sabat sióstr ukazuje powracające pomysły i próbujące się historie.

Jeszcze z filmu wyłania się przerażający obraz wzorcowej patriarchalnej męskości, która winy również słaba szuka w wszystkim, ale nie w sobie. Inkwizycja rozprawia ponad tym, jak dobrym sposobem na gaszenie występków są kary cielesne. Oprócz wtedy tego, że twórcy filmu obrazowo uchwycili pojmowanie przez Kościół ciała jak dodatek waloryzowane negatywnie, jako źródło grzechu i występku, to także film ukazuje bohaterów, którzy przez działanie w celibacie paradoksalnie ciż nie potrafią zapanować nad własnym ciałem. Na wartości znanego antropologom mechanizmu kozła ofiarnego za całe zło obwiniają kobiety, jakie to rzekomo zbratały się z złym. Sabat sióstr dzień i dokładnie ukazuje więc samo zjawisko rozumiane jako palenie czarownic oraz pozwala widzom zrozumieć jego przyczyny.

Hiszpańska produkcja całkiem przyzwoicie wypadła, jeżeli szuka o warstwę wizualną, i na plus ocenić możemy i napisane w wizualność znaczenia. Ujęcia wolnych kobiet w naturze boleśnie kontrastują ze częściami w celi więziennej. Znacznie dokładnie wypadły duże w odbiorze sceny tortur – są one dużo duże, lecz mimo tego, że panuje w nich brutalność, nie są pozbawione emocji. Ich sztuka w taki, natomiast nie inny forma, silnie oddziałuje na widzów, co jest rzeczywiście plusem. Walorem jest ponad aktorstwo, które dobrze wypadło – zarówno jeżeli należy o oskarżone o czary kobiety, jak także o inkwizytorów. Sabat sióstr istnieje natomiast filmem, w jakim prowadzi pewna skromność i statyczność. Również o ile pewne sprawy porywają, jak rewelacyjna, ekstatyczna kulminacja, to dają się momenty, że praca nie nas nuży.

Sabat sióstr nie jest bowiem filmem, jaki instaluje na pracę również że części widzów będzie więc przeszkadzać. Twórcy bardziej niż na ubezpieczeniu odbiorcom rozrywki skoncentrowaliśmy się na tym, żeby za pomocą swojego działania powiedzieć coś ważnego. A toż obecnie wypadło doskonale. Trochę zabrakło czegoś, co zbalansowałoby nam tę statyczność a co pozwoliłoby lepiej odnaleźć czy poczuć się w świecie przedstawionym – może czasu, jaki aby nas zafascynował, może dobrze emocji. Temat istnieje oraz w współczesnym, że nie do kraju czujemy napięcie oraz ryzyko związane z nadchodzącą egzekucją.

Sabat sióstr jest to filmem, który kładzie na prostotę natomiast w niniejszej prostocie tkwi zarówno siła, jak oraz odporna słabość. Tyczy się to oraz samej historii, którą chyba nie wszyscy widzowie uznają za wystarczająco interesującą. Bo chociaż jest klarowna, to silna ją słyszeć za zbyt niską. Choć wtedy ta prostota umożliwiła lepsze wybrzmienie oraz lżejsze dostrzeżenie całej wymowy filmu. To dzięki takiemu rodzajowi opowiadania lepiej wybrzmiewa też kulminacja. Dostrzegamy, co w naturze dzieje się z bohaterkami także która trwa w nich przemiana – zajmuje się wewnętrzna wiedźma jako element psychiki.

Pomimo kilku filmowych mankamentów Sabat sióstr zazwyczaj jest szczęśliwym filmem, który nosi w sobie dużo dużo treści. Może dodało się opakowanie jej przebiegami w doskonalszą dla widza formę, ale ogólnie istnieje zatem film efektywny zaś jego walory zdecydowanie przeważają nad mankamentami. Istnieje obecne pod wieloma względami interesująca produkcja feministyczna, która stosuje głębiej w poznaniu problemów powiązanych z patriarchatem oraz unaocznia kuriozalność literalnego przystąpienia do religii. https://filmyzlektorem.pl/

recenzja wonder woman 1984 2020

Drinkiem z wiodących motywów najnowszej ekranizacji losów Wonder Woman jest okres. Wykorzystywana przez Gal Gadot Diana Prince nie starzeje się, tylko przechodzi przez kolejne dekady ludzkich dziejów. Nawet ona nie istnieje a w okresie cofnąć wskazówek zegara. Stąd też tak atrakcyjna podzieliła się twórcom możliwość zaaranżowania ponownego spotkania amazońskiej bogini z tragicznie – czy daj martyrologicznie – zmarłym kochankiem. Rozdawaniem życzeń nie skupia się w aktualnym przykładzie dziarski dżin rodem ze świata Aladyna, tylko tajemniczy kamień. Mimo różnych napomnień zebranych również za czasów dzieciństwa na Themyscirze, panna Prince – a wraz spośród nią znacznie nowych stron – budzi się jego wpływowi. Niestety, produkty jej wad nie są tak ekscytujące, jak myśleliśmy.

Z czarnych okopów Również wojny światowej kierujemy się tym razem do szałowego świata lat 80., którego "retrofuturystyczna" reprezentacja przywołuje na rzecz wizję przyszłości z dodatkowej połowie "Powrotu do przyszłości". Coraz to większe, kolorowe samochody pędzą niebezpiecznie po drogach, młodzież w ostatnich ciuchach śmiga na deskorolkach, a dzieci radośnie biegają z rodzicami po ciężkim centrum handlowym. Absolutnie nie brakuje fast foodów, ekskluzywnych witryn sklepowych czy ruchomych schodów, i z walkmanów i głośników rozbrzmiewają dobrze dopasowane muzyczne przeboje (patrz: Frankie Goes To Hollywood, "Welcome to the pleasuredome", 1984). Jeżeli szuka o scenografię, kostiumy i fryzury, trzeba przyznać, że filmowa lekcja została przez twórców sumiennie odrobiona. Dopracowanie "faktury również wyglądów" nie idzie lecz w parze z obecnym, co rozumie się za barwną fasadą. Prawdziwą kulą u nogi nowej "Wonder Woman" jest dużo ciosany scenariusz oraz płynąca spośród niego – jakże oldschoolowa (żeby nie powiedzieć wręcz: zacofana myślowo) – filozofia.

Po dynamicznym prologu na Themyscirze oraz całkiem udanej sekwencji łapania zbirów w galerii handlowej następuje festiwal tautologii, jaskrawych kontrastów, powielania wizualno-narracyjnych klisz oraz krzywdzących stereotypów. Z ciekawej wojowniczki Diana przemienia się w atrakcyjną singielkę, której 70-letniego weltschmerzu nikt nie istnieje w bycie ukoić. Wonder Woman oczywiście wieczorami siada sama przy restauracyjnym stoliku, wokół niej roi się od zakochanych par idących pod rękę, a jedna amazońska księżniczka na bezpośrednie pytanie kelnera, czy człowiek do niej da, odpowiada wymownie, że na nikogo nie czeka. Bo choć za dnia Wonder Woman ratuje świat, toż w nocy samotnie pozostaje w satynowej pościeli. Oraz teraz przez taką kiczowatą dosadność trudno stosować jej tematy z czułością czy powagą.

Po jakiejś stronie mamy zatem nieszczęśliwą boginię, i po innej zaś – wpatrzoną w nią równie nieszczęśliwą koleżankę z książce Barbarę Minervę – kobietę serdeczną, niegłupią (choć chwilami strasznie naiwną), lecz wedle obowiązujących schematów społecznych – po prostu nieatrakcyjną. Ponieważ twórcy mają jako "loserkę", "roztrzepaną okularnicę" oraz "prostą myszkę", nie da się bardziej podbić kreskówkowej charakteryzacji postaci granej przez Kristen Wiig (dobitnym przykładem niedopasowania kobiety do sztampowo pojętej przez twórców kobiecości będzie dla przykładu nieumiejętność pracowania w szpilkach). Nietrudno to się domyślić, jakie życzenie wypowie ślamazarna archeolożka przed magicznym kamykiem. Bycie "jako Diana" dostarczy jej nie tylko chcianą uwagę ze perspektywy otoczenia (oraz w szczególności przystojnych mężczyzn), lecz także szereg nadprzyrodzonych mocy. A ponieważ za ekspresowe spełnienie marzeń przyjdzie jej słono zapłacić, Minerva z kumpeli zmieni się – choć na papierze – w główną antagonistkę "Wonder Woman 1984".

Wisienką na torcie jest znany – również bardzo problematyczny – powrót Steve'a Trevora. Fani oraz fanki zorganizowali pospolite ruszenie, a scenarzyści wskrzesili nieboszczyka. A dokładnie – umieściliśmy jego piję w ciało przypadkowego gościa, w którym Diana dostrzega nieodmiennie Steve'a. Patty Jenkins tłumaczyła ten dziwny manewr chęcią nawiązania do ciekawej w filmach lat 80. konwencji zamiany ciał. Idąc tym kluczem, trudno nie spytać twórców – oczywiście na głowę – co naprawdę dzieje się z "wnętrzem" człowieka, którego ciało jest (dosłownie) wykorzystywane? Nawet jeśli weźmiemy w ramach schematu, że tak po nisku jest, więc także właśnie potencjał komediowy pochodzący z takiego "przemieszania" ciał nie pozostał w szerocy wykorzystany. Zaś samo ze spotkań Diany z "pięknym mężczyzną" (serio, rzeczywiście jest podpisany na liście płac) może swobodnie konkurować o stanowiono najbardziej cringe'owej sceny roku.

Ofiarą swoistej "ironii czasu" jest dodatkowo tenże film Patty Jenkins. Pierwotnie zaplanowana na część 2020 roku premiera "Wonder Woman 1984" zapisywała się bezpośrednio w kadencję rządów Donalda Trumpa. Nie ma wątpliwości, że postać groteskowego, populistycznego przedsiębiorcy jest wzorowana na figurze byłego prezydenta USA. Samozwańczy dyktator obietnicami pragnie odkupić swoją miałkość oraz praktyczne traumy. Obietnicami – dodajmy – pokrytymi cudzą krzywdą i wyjątkowymi, ukrytymi wyrzeczeniami. Złoczyńca nie odziedziczył prawie żadnych cech po naszym pierwowzorze komiksowym, z wyjątkiem możliwości telepatycznej manipulacji ludzkimi umysłami (jako "osoba telewizyjna" chce być człowiekiem na kształt Anatolija Kaszpirowskiego). W życiach Maxa Lorda nie ma ładu oraz składu, tylko dzika żądza akumulacji. W okresie, jeżeli w efektu spełnienia samego z oczekiwań na arabskiej pustyni wyrasta kamienny mur dzielący mieszkańców, nie mamy wątpliwości, że to zaczęcie do popularnych – i kończyć niezrealizowanych – planów politycznych Trumpa. Zupełnie innej mocy wykorzystały te sprawy, też jak filmowe zdanie się z perspektywą wykonywaną przez Pedro Pascala (co dobre w kontekście powyższej sugestii – aktora latynoskiego pochodzenia).

O ile poprzednia odsłona przygód walecznej bogini przyniosła nam kilka naprawdę niezapomnianych spraw oraz sekwencji, o tyle "Wonder Woman 1984" kuleje i na tym polu. Czy w ostatnim filmie Patty Jenkins odnajdziemy przynajmniej jedną sekwencję na siłę – kultowego już – biegu Diany po zniszczonej działaniami wojennymi "ziemi niczyjej"? Czyli na innym planie najnowszej opowieści znajdziemy równie pamiętne osoby jak chociażby Etta Candy czy Doktor Maru? Sukces pierwszej filmowej "Wonder Woman" budował się w znaczącej ilości na tymże, że wielka bohaterka przejmowała swoimi odważnymi działaniami wojenną powierzchnia oraz narrację, którą jeszcze twórcy literaccy czy filmowi rezerwowali przede wszystkim dla dorosłych postaci. Filmowa Diana była się – co jest niesłychanie ważne zwłaszcza z obecnej perspektywy – inspiracją, a dla niektórych wręcz nowoczesną ikoną kobiecej siły. "Wonder Woman" w daniu Gal Gadot świadomie nie pragnęła się wprowadzić w zwykły obraz amazońskiej księżniczki jako seksbomby oraz ucieleśnienia męskich fantazji. filmyzlektorem.pl/

Jak obserwuje w prologu generał Antiope (Robin Wright): "Nie można iść na plany". Dlaczegi zatem Patty Jenkins – wchodząc w inną zabawę z niezbyt bystrymi konwencjami kina dekady lat 80. – zdecydowała się zrobić ruch w koniec? Dlaczego twórcy powielają krzywdzące schematy połączone z reprezentacją bohaterek na ekranie, wynosząc je karykaturami? Dlaczego cały spektakl kradnie ostatecznie Steve Trevor, którego wspaniałomyślność przejawia się niezbędna, aby Diana mogła jeszcze uratować świat przed totalną zagładą? Choć reżyserka rozmawia o mądrych Amazonkach, sama za dużo nie chce namawiać do serca ich rad.